Wiecie kiedy jest naprawdę miło? Kiedy serduszko grzeje się tak bardzo, że aż ma się wrażenie, że się roztopi i zamieni się w ciągnące się pasmo karmelu, bo jest mu tak słodko, że ho ho?
Kiedy Twoja klientka zgłasza Cię do konkursu Wysokich Obcasów, pisząc o Tobie tak:
„Czy realizacja marzeń boli – spytasz? Jasne, że tak. Trzeba wyjść daleko poza strefę komfortu, rzucić w kąt ciepłe i wygodne kapcie, zakasać rękawy i wziąć się do roboty.
Właśnie w takim momencie życia – jej życia – poznałam Olę. Ciepłą, pogodną, uśmiechniętą młodą kobietę. Świeżo upieczoną mamę, która postanowiła pogodzić ze sobą wszystko to, czego na pozór pogodzić się nie da. Zresztą Ola chyba nie zna słowa „nie da się”, albo bardzo skutecznie je ignoruje.
Urodziła córkę, wspólnie z partnerem kupili stary „dom” (hucznie zwany domem, to po prostu sudecka rudera) i postanowili, że za kilka lat wyprowadzą się tam, otworzą turystykę i będą żyć po swojemu. I teraz robią wszystko, by sobie to umożliwić.
Ona odeszła z korporacji, choć jej kariera zapowiadała się nieźle. Pracowała w branży HR i specjalizowała się w obszarze employer brandingu. Projekty, w które się angażowała otrzymywały branżowe nagrody. Była w tym dobra i świetnie się czuła w tej roli – jak sama zawsze mówi, a później ze śmiechem dodaje – ale komu na mojej wsi będzie potrzebny HR-owiec? Kto tam będzie dbał o employer branding? Przecież tam prawie nie ma miejsc pracy!
Zresztą Ola wcale nie chce pracować na etacie. Mówi, że nie po to wymarzyła sobie wiejskie życie, by większość czasu spędzać w biurowcu. W związku z tym sięgnęła po swoją drugą pasję – słowo pisane i projektowanie komunikacji, szczególnie w social mediach. W przededniu pandemii otworzyła własną firmę i już zderzyła się ze ścianą, ale nie poddaje się. Wciąż szuka nowych firm, którym może pomóc lepiej funkcjonować sieci. I tę pogodę ducha, niezłomną wiarę w możliwość osiągnięcia celu, konsekwentne dążenie by dojść tam, dokąd zmierza – cenię w niej i podziwiam. Poza tym po prostu lubię z nią pracować. Cenię jej umysł ostry jak żyleta i to, że zawsze powie szczerze co myśli, nawet jeśli wie, że ja (jej zleceniodawczyni) nie będę zadowolona. Ufam jej, bo nigdy nie udaje, że wie wszystko. Za to jeśli trzeba, to zawsze się dowie. Podziwiam ją też za dystans, który ma wobec świata. Rzeczy małostkowe nie obchodzą jej wcale, odcina się od wszystkiego co nieważne a energie kieruje tam, gdzie może przynieść pożytek. I choć pracuje w przerwach pomiędzy opieką nad dzieckiem, to nigdy nie zawala – i praca jest świetnie wykonana, a jej macierzyństwo na aktywności zawodowej tylko zyskuje. Ola jest bardzo proludzka, to pogoda na niepogodę, uśmiech na trudy i łagodność. Niesie tez ze sobą mocnego kopa w cztery litery, gdy go komuś potrzeba.
Ola pokazuje, że można, a nawet trzeba myśleć odważnie, że bycie matką nie musi ograniczać zawodowo i że zawsze jest dobry moment, by zmienić swoje życie. Patrząc na nią ma się wrażenie, że wystarczy wziąć stery w swoje ręce i dryfować, gdzie marzenia poniosą. Sama zresztą mówi: idź za sercem, a warunki same się zejdą. I ona tak robi.”
Czytając to poczułam się jak prawdziwa bohaterka. Jak bohaterka mająca moc inspiracji, a mieć moc inspiracji, to naprawdę niezwykły dar. I wspaniale jest się tak przez chwilę poczuć, wtedy naprawdę wszystko nabiera głębokiego sensu.
Gosiu – dziękuję.